piątek, 7 września 2012

Cierń i oset (3)

...tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło.
[Rdz 3,5]

Diabeł dał nam poznanie zła. Człowiek zaczął podejrzewać innych o niecne zamiary i osądził, że jest to dostatecznym usprawiedliwieniem dla jego złych uczynków. Tego wewnętrznego nastawienia nie mogło zmienić nawet najlepsze prawo, gdyż ludzie zawsze znajdą jakiś wyjątek, mający usprawiedliwić zło, które tkwi w ich sercu.

Chrystus daje nowe prawo:

Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w jeden policzek, nadstaw mu i drugi! Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty! Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.
[Łk 6,27-36]

Ludzie i to prawo potrafili przekręcić. Wystarczy zajrzeć do Katechizmu Kościoła Katolickiego, który mieni się spadkobiercą Apostołów. W nim znajdziemy całą naukę o wojnie sprawiedliwej (KK.: 2308-2317) schizofrenicznie umieszczoną w rozdziale "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego" oraz naukę o usprawiedliwionej obronie (KK.: 2263-2267), umieszczoną w tym samym rozdziale:

Uprawniona obrona osób i społeczności nie jest wyjątkiem od zakazu zabijania niewinnego człowieka [...] Miłość samego siebie pozostaje podstawową zasadą moralności. Jest zatem uprawnione domaganie się przestrzegania własnego prawa do życia. Kto broni swojego życia, nie jest winny zabójstwa, nawet jeśli jest zmuszony zadać swemu napastnikowi śmiertelny cios. [...] Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. [...] Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem.

Cieszyć się należy, że Chrystus wyznawał inną moralność. Gdyby bowiem zastosował się do nauki Kościoła, wówczas, jak można się domyślać, w ogóle nie doszłoby do Jego zbawiennej śmierci i zmartwychwstania. Wiedząc, kto przeciw Niemu spiskuje i jako prawodawca, mógł i był władny zabić wszystkich spiskowców, rozgonić Rzymian i spełnić mesjańskie nadzieje Izraela tak, jako to sobie oni wyobrażali.
No i nie byłoby wówczas żadnego Kościoła, który by wygłaszał podobne tłumaczenia ustami swoich przedstawicieli. Przeciwnie, wszystkie narody świata służyłyby w pokorze Izraelowi i wszyscy nie-Żydzi odczuwaliby jako niezasłużony zaszczyt możliwość ucałowania śladów stóp każdego Żyda. Każde jego słowo odbieraliby jako najpiękniejszą muzykę, a dotknięcie (a nawet skopanie) jako szczyt łaski!
Przydałoby się niektórym hierarchom kościelnym, gdyby im się chociaż raz przyśnił taki porządek świata!

środa, 5 września 2012

Źródło życia

Mówią, że Bóg milczy. Ale to nieprawda. Bóg nie milczy. Daje nam swoje Słowo, swojego Syna, Eucharystię. Jest to Słowo, które Bóg wypowiada do nas. Słowo, na które odpowiadamy swoim życiem. Myślą, mową, uczynkiem, zaangażowaniem.

Słowo Boga, jakie daje nam w Eucharystii jest o wiele bogatsze od tego, jakie możemy przyjmować w Biblii czy jakimkolwiek, przechodzącym przez człowieka, medium. Jest to bowiem Słowo, rzekłbym, bardzo ukonkretnione. Jest to Ciało Jego Syna. To już nie jest coś, co ma zmienić naszą mentalność, skutkiem procesów zachodzących w umyśle. Ono ma zmienić nas bezpośrednio. Jest jak, rozumując językiem komputerowym, obszerny serwis pack, który zostaje nam podany bezpośrednio do naszego systemu operacyjnego. Na ogół (poza wlaniem - ostatnio Frossard) nie jesteśmy w stanie przyjąć go w całości. Więc zmienia się tylko fragment naszego jestestwa. Stajemy się jednak inni i przy kolejnym otrzymaniu, możemy już przyjąć większy fragment tego błogosławionego Słowa.

Liczą się nasze uczynki. Jest to najdobitniej przedstawione w przypowieści o Sądzie Ostatecznym. Ludzie, którzy są tam sądzeni, mają swoje koncepcje, jednak okazują się one mało istotne. Nawet więcej, nie powodują zmiany ich postępowania, bo oni sami nie widzą żadnej korelacji. Pytają: Kiedy Cię widzieliśmy głodnym, spragnionym, nagim i w więzieniu?
O, tak, liczą się uczynki. Te zaś wypływają nie z ich natury, tylko ze współdziałania z Łaską. Są więc to owoce Łaski, a one przychodzą niezależnie od "czasu na owoce". O owocach Łaski mówi św. Paweł.

Łaska, aby być widzianą w swoich owocach, musi przepływać przez człowieka bez przeszkód. Współpraca z Łaską polega więc na oczyszczaniu. Ideałem jest tutaj Matka Teresa. Była tak bardzo pozbawiona egoizmu, że nie widziała Łaski przez nią przepływającej. Czuła się więc opuszczona przez Boga i w nocy ciemnej, bo nie było w niej nic, co mogłoby (przepływającej przez nią) Łasce stawić opór i ją jej ukazać. Ale wszyscy inni widzieli to dobrze i była dla nich świadectwem wielkości Boga i jego Łaski, która wielkim strumieniem przez nią płynęła. I cały czas ją od niej brali, brali, brali... Bo pokarm ten nie jest dla nas, ale zawsze dla innych.

Można więc się domyślać, że gdy taki święty jest otoczony innymi świętymi i Łaska boża rozlewa się wokół niego, jest jak kryształ zanurzony w płynnym świetle, wciąż dopełniający się nim i wciąż gotowy je przyjmować. I myślę, że tym właśnie jest Niebo i Zbawienie, gdy święci, całkowicie otwarci na Łaskę, są w niej zanurzeni i bez przerwy i coraz bardziej nią wysycani, nigdy nie tracąc swojej tożsamości.

wtorek, 4 września 2012

Cierń i oset (2)

...tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło.
[Rdz 3,5]

Poznanie dobra i zła... Ta wiedza zaprzątała umysły wielu ludzi. Grzech pierworodny był interpretowany jako skutek seksualności pierwszych rodziców (i to już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa), jako pierwotne rozdzielenie od matki czy też jako pycha.
Tymczasem opis tego grzechu jest jawnie podany w Biblii. Aby go dobrze zrozumieć trzeba wprzód przyjąć, że Bóg w ogóle nie zna zła, a jedynie dobro. Podobnie pierwsi rodzice - dobro znali od dobrego Boga. Diabeł ich okłamał, a to co im dał było jedynie złem i to złem, które było w nim samym. Zło to polegało zaś na tym, że sprzeciwiając się źródłu dobra stali się nie-dobrzy, czyli źli. Tak, oddzieliwszy się od Boga zaczęli swoim złem obciążać otoczenie (por. Rdz 3,12). Wszyscy to dobrze znamy. To nie ja jestem winny... To wy! To właśnie są skutki grzechu pierworodnego.

Ewangelia Szatana: "jesteś lepszy od innych". To dlatego w doniesieniach prasowych pociągają nas najbardziej krwawe relacje. Inni są gorsi od nas. My mamy lepiej. Cóż może być bardziej nudnego od pokojowej demonstracji, w której wszyscy się uśmiechają, obdarzają kwiatami i rozdają cukierki?
Oni się kochają? W tym musi być coś fałszywego. Bo jeżeli nie, to znaczyłoby, że są od nas lepsi. Czyli my jesteśmy gorsi? Źli? Niemożliwe! Trzeba to dokładnie zbadać. I udowodnić im zakłamanie. Przewrotność. Wykazać, że są dużo gorsi. Zdeptać. Obrzucić błotem. Za wszelką cenę.